Karol Stępkowski

KAROL STĘPKOWSKI
wypowiedź z 22.02.2017 (Warszawa)
 

Aktor. W 1984 roku zagrał w przedstawieniu „Niezwykła przygoda”, które Mariusz Gorczyński wyreżyserował w Teatrze Buffo w Warszawie.

 

            „Niezwykła przygoda” była sztuką dla dzieci napisaną przez nieżyjącego już autora Janusza Odrowąża. Pomysł jej zrealizowania wyszedł od Jolanty Gall, aktorki, specjalistki od przedstawień dziecięcych, o której warszawscy aktorzy ukuli nawet dosadny wierszyk: „Od przedszkola do przedszkola zap…la ciocia Jola”, a która robiła znakomite przedstawienia dziecięce w duecie ze świetnym pianistą i równie doskonałym akompaniatorem Zbyszkiem Rymarzem, którego zresztą znam od wielu, wielu lat. Ponieważ także obracałem się w kręgu aktorów występujących w przedstawieniach dziecięcych, dostałem propozycję wystąpienia w „Niezwykłej przygodzie”, którą Mariusz Gorczyński na zlecenie Stołecznej Estrady reżyserował w Teatrze Buffo przy ul. Konopnickiej. Mariusza już wtedy znałem – widziałem go w Teatrze Syrena – ale nie wiedziałem o nim jednej rzeczy: mianowicie że ma tak wielki problem z alkoholem. Współpraca układała się z początku fantastycznie. Mariusz świetnie to wyreżyserował, poustawiał itp., po czym na 10 dni przed premierą zniknął „jak sen jaki złoty”. Po prostu jakby rozpłynął się w powietrzu. Cały zespół stanął przed dylematem – jak tę właściwie zrobioną realizację dokończyć? W końcu padło na mnie. „Doreżyserowałem” więc przedstawienie. Niedługo po premierze Mariusz nagle się odnalazł i… miał do mnie pretensje, że dokończyłem to za niego. Powiedziałem mu wtedy, że jedyną osobą do której może mieć o to pretensje jest on sam i że gdyby nie ja, to wziąłby to ktoś inny. Wydawało się, że przyjął te argumenty, ale odnosiłem wrażenie, że cały czas ma w sobie jakąś zadrę. Ludzie dotknięci chorobą alkoholową zanim sięgną dna i uda im się od niego odbić, niestety kompletnie nie zdają sobie sprawy z konsekwencji choroby. Tak właśnie było wtedy z Mariuszem. Więcej się już z nim zawodowo nie spotkałem, bo choć obaj zagraliśmy w „Zmiennikach” Barei, nie mieliśmy tam wspólnych scen. Wiem też niestety, że choroba przyczyniła się do jego przedwczesnej śmierci… Moje wspomnienie o Mariuszu Gorczyńskim jest w pewnym sensie dwojakie – z jednej strony niezwykle przyjemne, bo był to miły, fajny i sympatyczny kolega, z drugiej zaś nieco przykre, bo Mariusz był wtedy na takim etapie tej straszliwej, okropnej choroby, jaką jest alkoholizm, że całkowicie nie zdawał sobie sprawy z tego, że się zabija i niszczy.
(fot. z archiwum Karola Stępkowskiego)