Czesław Bogdański

CZESŁAW BOGDAŃSKI
wypowiedź z 06.08.2020 (Pilawa k. Piaseczna)

 

Aktor. W latach 1973-74 występował z Mariuszem Gorczyńskim w spektaklu „Szemrane tango. Program starowarszawski”, zrealizowanym także dla Telewizji pod tytułem „Warszawskie tango”.

 

            „W zrujnowanym lokalu na Woli / Na harmonii poleczkę ktoś rżnie / I litrówka już stoi na stole / A pod stołem już leżą aż dwie / Trzech kolegów popija do woli / A harmonia bez przerwy im gra / To spotkanie dziś będą oblewać do dnia / Pikutoszczak, Feluś i ja” – tak brzmiała jedna z piosenek, którą wykonywaliśmy w „Szemranym tangu”. Pikutoszczakiem był Jurek Dukay, Felusiem – Mariusz Gorczyński a ja byłem tym trzecim, występującym tu jako „ja”. Dalej śpiewaliśmy: „Bo sześć latek minęło bez mała / kiedy w knajpie tej pili we trzech / I tak samo harmonia im grała / Tylko inny był humor i śpiew / Strumieniami tam wóda się lała / Z białą główką, wszak każdy ją zna / I z ferajny została się garstka, ot, tak / Pikutoszczak, Feluś i ja”. Śpiewaliśmy tam także znaną piosenkę o Felku Zdankiewiczu oraz „Hankę”, której „ciało słodko pręży się, przegina”. Jak widać po piosenkach, spektakl był, zgodnie z tytułem, oparty na warszawskim folklorze; reżyser i autor scenariusza, Marek Wilewski, wybierał nas także pod kątem fizjonomii, zbierał aktorów, których twarze wyrażały ten „warsiaski” charakter. Poza nami trzema grały także dwie dziewczyny – Roma Budycka i znana z „Janosika” Ewa Lemańska. Oraz akordeonista, świetny zresztą. Zabawna rzecz, nie pamiętam już jak się nazywał, za to pamiętam, że był bardzo gruby i że jego brat prowadził na Racławickiej warsztat samochodowy, w którym naprawiałem swojego Volkswagena Garbusa, bo wtedy jeździłem takim samochodem. Spektakl od samego początku pomyślany był do grania nie na scenie, czy estradzie, ale w restauracjach, co nawet trochę nie podobało się niektórym kolegom, którzy kręcili nosem, że to nie wypada, by dyplomowani aktorzy występowali w knajpie. Premierę mieliśmy w restauracji „Kameralna” przy Foksal róg Kopernika, w jej nocnej części, pośrodku. Potem graliśmy też w kawiarni hotelu MDM. A także nagraliśmy to dla telewizji, o ile pamiętam zdjęcia mieliśmy na Starym Mieście, chyba gdzieś na Podwalu. Mariusz Gorczyński lubił czasem odgrywać takiego poważnego, niekiedy gdy coś prześpiewaliśmy na próbie, komentował to potem takim westchnieniem „oj, tak było, tak było”. Ale to była pewna poza, bo tak w ogóle był człowiekiem szalenie dowcipnym, choć jego poczucie humoru bywało złośliwe. Wychodziliśmy kiedyś po występie w „Kameralnej” na ulicę Foksal. Ulicą przechodził akurat człowiek, który kuśtykał. Mariusz popatrzył na niego i nagle mówi do mnie: „Patrz, cholera, nie wie jak ma chodzić”. Aż mu zwróciłem wtedy uwagę, rzecz jasna też w żartobliwym tonie, że to trochę nieładny żart, bo każdego z nas może spotkać, że będziemy kuleli. Z tym, że Mariusz oczywiście powiedział to tak, że ten człowiek tego nie usłyszał. Z Mariuszem pracowało się wspaniale. Mimo swoich złośliwostek był przesympatycznym, fajnym kolegą. Wydaje mi się, że zetknąłem się z Nim także na jakimś planie filmowym, ale nie pamiętam gdzie to mogło być. Mariusz pracował w Teatrze Syrena, ja w Teatrze Polskim. Nie mieliśmy więc już potem okazji spotkać się na scenie.
(fot. Rafał Dajbor)