Krzysztof Machowski

KRZYSZTOF MACHOWSKI
wypowiedź z 18.08.2020 (Zielonka)

 

Aktor. W 1978 roku grał z Mariuszem Gorczyńskim w spektaklu Teatru Telewizji „Pamela”. W latach 1980-81 był Jego kolegą w zespole Teatru Syrena.

 

            Anegdoty, czy też może raczej opowieści o tym, jak Mariusz Gorczyński po pijanemu pomylił godziny szóste i wystraszył portiera Teatru Syrena dobijając się o szóstej rano do zamkniętego teatru, bo myślał, że jest osiemnasta i za godzinę zaczyna się spektakl nie znałem, usłyszałem ją po raz pierwszy przy okazji tej rozmowy. Ale sam byłem uczestnikiem innego alkoholowego zdarzenia z udziałem Mariusza. Było to po bankiecie, po premierze spektaklu „Wizyta młodszej pani”, który to spektakl wspominam z wielką przyjemnością, jako pracę w miłej atmosferze, w miłym zespole i z przemiłym reżyserem Romkiem Kłosowskim, który charakteryzował się tym, że zawsze wiedział, kiedy skończyć próbę. Wyczuwał, że już danego dnia kończyła się inwencja twórcza, patrzył tak w górę, jakby w niebo, potem na zegarek i mówił „myślę, że już czas…”, choć nieraz do czternastej brakowało jeszcze godziny. Wracając do bankietu – w tym czasie w ogóle nie piłem alkoholu, toteż na premierę przyjechałem samochodem. Kiedy poszedłem do samochodu, by wrócić do domu, zobaczyłem, że Mariusz Gorczyński także wyszedł z teatru i… dosłownie osunął się na chodnik. Wyskoczyłem natychmiast zza kierownicy, podszedłem do Niego, pomogłem Mu wstać i zapytałem czy chce, by gdzieś Go zawieźć. Właściwie nie mówił, tylko bełkotał, ale udało mi się zrozumieć, że chce pojechać do domu, więc wsadziłem Go do auta i zawiozłem gdzieś w okolice Woronicza, gdzie mieszkał. Pierwszy raz w życiu widziałem wtedy, żeby alkohol kogoś tak „pozamiatał”. Dodam jeszcze, że granie w „Wizycie młodszej pani” zakończyłem po dwudziestu kilku spektaklach, potem odszedłem do Teatru Polskiego do dyrektora Dejmka i moją rolę przejął Andrzej Gawroński. Ale pierwsze moje spotkanie z Gorczyńskim miało miejsce w Teatrze Telewizji „Pamela”, którego akcja działa się w USA, a w którym Mariusz dwukrotnie obszedł się ze mną brutalnie. Najpierw był w bandzie gangsterów pod wodzą brata Mai Komorowskiej, Piotra Komorowskiego, która to banda mnie – jako dziennikarza – pobiła. Scenę tę nakręciliśmy przy siedzibie PKP przy Alei Świerczewskiego (dziś: Aleja Solidarności). A potem własnoręcznie mnie zastrzelił – te sceny, z udziałem wielkich, amerykańskich samochodów nagraliśmy o ile pamiętam gdzieś w jakichś zaułkach Bródna. Komorowskiego i Gorczyńskiego zapamiętałem z „Pameli”, z dwóch różnych powodów. Piotr Komorowski grywał w filmach, ale przede wszystkim był dziennikarzem i sportowcem i niedługo potem, jak nakręciliśmy scenę, w której mnie pobił – spotkaliśmy się na parkiecie w ramach towarzyskiej gry Klubu Dziennikarza i graliśmy w koszykówkę w siedzibie warszawskiej Polonii, na które to spotkania umawialiśmy się zresztą regularnie. Z kolei Gorczyński wydał mi się wtedy, ze swoją fizjonomią, wręcz idealnym aktorem do zagrania płatnego zabójcy z Ameryki. Pasował do takiej roli jak ulał, wyglądał po prostu jak wzięty z planu jakiegoś amerykańskiego filmu.
(fot. Rafał Dajbor)