Marian Opania

MARIAN OPANIA
wypowiedź z 16.01.2007 (Warszawa)

 

Aktor. Wystąpił z Mariuszem Gorczyńskim w filmach: „Westerplatte” (1967), „Goryl, czyli ostatnie zadanie” (1989) oraz w serialu „Przyjaciele” (1979). W latach 1965-66 był Jego kolegą w zespole Teatru Klasycznego.

 

Spotkałem się z Mariuszem w latach sześćdziesiątych, w Teatrze Klasycznym za dyrekcji najpierw dyrektora Jerzego Kaliszewskiego, a potem Ireneusza Kanickiego. Mariusz był niesłychanie koleżeński i uroczy w kontaktach przyjacielskich, parę wódek razem wypiliśmy. Wtedy nie wiedziałem, że jest to dla Niego tak strasznie niebezpieczne. Potem dopiero okazało się, że nałóg alkoholowy bardzo zaważył na Jego karierze zawodowej i życiu osobistym. Kiedy rozstaliśmy się teatralnie, po zmianie Teatru Klasycznego w Teatr Studio za nowej dyrekcji Józefa Szajny spotykałem się z Nim jeszcze na planach filmowych. Najpierw, ale przelotnie, jeszcze w latach sześćdziesiątych w filmie Różewicza „Westerplatte”, a przede wszystkim w serialu Andrzeja Kostenki „Przyjaciele”. Graliśmy tam kadrę wojskową, która zawiadywała organizacją „Służba Polsce”, stworzoną za czasów komuny, zajmującą się budowami. W każdym razie była to organizacja pracująca, mająca niewiele wspólnego z komunistyczną indoktrynacją, skupiona raczej na młodzieży prostej, a więc pochodzącej z chłopstwa lub robotniczego proletariatu. Potem spotkaliśmy się na planie dość słynnego filmu Janusza Zaorskiego „Goryl, czyli ostatnie zadanie”, gdzie grałem partyjnego „dożę”, który ma szansę zostać pierwszym sekretarzem, a tymczasem jego ochroniarz, czyli Krzysio Kowalewski, wiezie go pod drzwi warszawskiej prokuratury. Mariusz grał jednego z moich „adoratorów”, lizusów, kreował takiego typa, których i do dziś można odnaleźć w naszym życiu politycznym. Osobiście pamiętam Mariusza jako koleżeńskiego faceta, przyjaciela, pełnego witalności. Zapamiętałem także, że będąc w zespole Teatru Klasycznego grał u boku Ćwiklińskiej w słynnym spektaklu „Drzewa umierają stojąc”. Był to aktor bardzo utalentowany, o szerokim emploi, nadawał się zarówno do ról dramatycznych, jak i komediowych, choć zaznaczył się głównie właśnie w rolach komediowych. Nie pamiętam jakichś szczególnych przeżyć związanych z Mariuszem, ale do dziś bardzo ciepło Go wspominam. Wiem tylko, że bardzo bolałem nad Jego psychofizyczną degrengoladą spowodowaną przez alkohol. W naszym środowisku ta skaza dotyka niestety wielu ludzi bardzo wrażliwych i utalentowanych, niekiedy waży na całym życiu, także na karierze. Gdybym zaś miał określić Mariusza jako człowieka jak najkrócej, to powiedziałbym „równy gość”. To określenie najbardziej mi do Niego pasuje.

(fot. Michał Jarosiński, z archiwum Teatru Ateneum)