Bohdan Krzywicki

BOHDAN KRZYWICKI
wypowiedź z 09.11.2016 (Warszawa)
 

 

Aktor, konferansjer, showman. Wystąpił z Mariuszem Gorczyńskim w odcinku „Skok śmierci” serialu „07 zgłoś się” (1981). W latach 1951-53 był Jego kolegą w Państwowym Liceum Kulturalno-Oświatowym w Bydgoszczy. W latach 1974-78 był Jego kolegą w zespole Teatru Syrena. Zmarł 23 kwietnia 2020.

 

Po raz pierwszy pracowałem i zakumplowałem się z Mariuszem Gorczyńskim w latach 1951-53 w Bydgoszczy. Mariusz uczęszczał tam do Państwowego Liceum Kulturalno-Oświatowego i występował w mieszczącym się w tym samym miejscu, co szkoła, przy ulicy Grodzkiej 14 Pomorskim Teatrze Młodego Widza. Graliśmy tam razem w przedstawieniach, które reżyserował albo Jerzy Walden, albo jego żona, Stefania Waldenowa. Następnie przeniosłem się do Trójmiasta, a Mariusz złożył papiery do łódzkiej szkoły aktorskiej. Po ukończeniu tej szkoły pracował w teatrach Łodzi oraz w kabarecie Wagabunda, przez który przewinęli się tak sławni polscy aktorzy, jak Wiesio Michnikowski, Wiesio Gołas, Bobek Kobiela, czy Zbyszek Cybulski i z którym to kabaretem, jak wiem, zjeździł kawał świata. Zapamiętałem, że był bardzo sprawny ruchowo, doskonale tańczył i był niezwykle zdolnym aktorem. Do tego świetnie wyglądał. Miał bujną czuprynę pełną kręconych, czarnych włosów. Po wielu latach spotkaliśmy się powtórnie, na deskach Teatru Syrena, gdzie graliśmy w wielu tych samych przedstawieniach. Ponadto w tamtym okresie Mariusz zaczął się parać reżyserią takich kabaretowych programów estradowych w restauracji Kongresowa, które nosiły tytuł „23.15” będący jednocześnie po prostu godziną ich rozpoczęcia. Sam wziąłem w nich kilkukrotnie udział. Był to okres, w którym Mariusz miał na estradzie bardzo duże powodzenie, które z czasem mu się skończyło, w czym niemały udział miała wódeczka, którą niestety bardzo lubił. Ale niezależnie od tego wszystkiego Mariusza zapamiętałem i to już od Bydgoszczy jako świetnego kolegę, a tu muszę dodać, że warunki w Bydgoszczy były naprawdę ciężkie. Teatr nie miał żadnej dotacji, a jego zadaniem było także pokazywanie przedstawień poza siedzibą. Mieliśmy samochód z przyczepą przerobiony z niemieckiej sanitarki i takim sprzętem woziliśmy dekoracje, kostiumy i rekwizyty, a potem to wszystko sami rozstawialiśmy pełniąc funkcję aktorów, rekwizytorów, pracowników technicznych, inspicjentów i suflerów. Mariusz był w tych trudnych warunkach pod względem koleżeńskim zawsze w porządku. Tak samo było zresztą w latach osiemdziesiątych podczas kilkuletniego objazdu z przedstawieniem „Skok do łóżka”, które reżyserował Kazio Brusikiewicz, moim zdaniem nie tylko świetny aktor, ale i jeden z najlepszych polskich reżyserów jeśli chodzi o farsę. Potrafił tak poustawiać sytuację, że widzowie niemal dosłownie tarzali się ze śmiechu. Parę razy na pewno zetknęliśmy się Mariuszem także przy różnych innych przedsięwzięciach estradowych, ale ponieważ naprawdę robiłem na estradzie mnóstwo rzeczy – pracowałem jako wodzirej na balach i konferansjer w cyrku, byłem oficerem rozrywkowym na statku „Stefan Batory”, w pewnym okresie nazywano mnie nawet „Pierwszym Wodzirejem PRL-u” – toteż nie mogę już sobie przypomnieć przy czym konkretnie pracowałem właśnie z Nim. Ale pamiętam, że był naprawdę fajnym kolegą i że z każdego z Nim spotkania wynosiłem zawsze jak najlepsze wrażenia i wspomnienia. Warto też dodać, że pochodził ze spolszczonej szlachty tatarskiej, co zresztą znajdowało swój wyraz w jego oryginalnej fizjonomii.
(fot. ze zbiorów Bohdana Krzywickiego)