Juliusz Pilpel

JULIUSZ PILPEL
e-mail z 26.01.2020

 

Aktor, kompozytor. W latach 1965-69 występował w Państwowym Teatrze Żydowskim w Warszawie, na którego scenie grane było przedstawienie „Drzewa umierają stojąc” z udziałem Mariusza Gorczyńskiego.

 

O Mariuszu niewiele mogę powiedzieć; nie byliśmy właściwie kolegami, był starszym ode mnie o trzynaście lat, doświadczonym aktorem. Mieszkałem wtedy w budynku Państwowego Teatru Żydowskiego, gdzie miałem pokój, a „Drzewa umierają stojąc” z Mieczysławą Ćwiklińską grane były często na scenie Teatru Żydowskiego, zespół Ćwiklińskiej po prostu wynajmował salę. Rzecz w tym, że PTŻ grał dwa razy tygodniowo, więc scena była do wynajęcia w inne dni tygodnia. Mariusz był dobrym aktorem, moim zdaniem mocno niedocenionym. Ja Go bardzo lubiłem i ceniłem. Rolę „złego wnuka” w „Drzewach…” grał idealnie, był przystojny i bardzo wyrazisty.
Skąd wódeczka i posiedzenia? Otóż po spektaklu siadaliśmy często w bufecie teatralnym – Mariusz, kierownik produkcji spektaklu Emil (nazwiska już nie pamiętam) i ja. Jedliśmy kolację, popijaliśmy wódeczkę i dyskutowaliśmy. Pamiętam, że było to po Marcu’68, więc tematów nie brakowało. Mariusz był oczywiście po stronie polskich studentów i ich żydowskich kolegów, co ułatwiało wymianę poglądów.

I na zakończenie ciekawostka:

Na początku 1990 roku przyjechałem z Danii do Polski. Razem z Jankiem Szurmiejem i Andrzejem Ozgą pisaliśmy musical „Drzewa umierają stojąc”. Janek pisał libretto, Andrzej teksty piosenek, a ja muzykę. Wynająłem do tego celu dom w Sopocie, byśmy w spokoju mogli pracować. Któregoś dnia, siedząc w kawiarni na Monciaku, razem z Jankiem Szurmiejem, nagle zauważyłem w tłumie Mariusza (tak mi się wydawało, że to on, ale szybko mi zniknął). Powiedziałem o tym Jankowi nadmieniając, że jest to dobry znak dla naszego musicalu. Niestety musical, którego premiera miała odbyć się w Teatrze Muzycznym w Gliwicach nigdy nie ujrzał światła dziennego. Jego dyrektorka zginęła kilka lat później razem z synem w austriackich Alpach; niewielki, amerykański samolot wojskowy uderzył w linę kolejki, którą jechała, była to w swoim czasie bardzo znana sprawa. Od tego czasu wysiłki Janka Szurmieja, by musical wystawić na nic się zdały. Mało który dyrektor teatru mógł zaoferować trzydziestoosobowy zespół aktorski i piętnastoosobową orkiestrę.
(fot. z archiwum Teatru Żydowskiego)