Michał Komar

MICHAŁ KOMAR
wypowiedź z 03.10.2022 (ZAiKS, Warszawa)
 

Pisarz, scenarzysta filmowy, krytyk literacki. Autor sztuk „Sobota wieczorem – niedziela rano” (Teatr Telewizji, 1978, pod pseudonimem Zdzisław Klonowski) oraz „Wizyta młodszej pani” (Teatr Syrena, 1981, współautorstwo – Ryszard Marek Groński) granych z udziałem Mariusza Gorczyńskiego.

 

        W przypadku „Wizyty młodszej pani” sporo zależy od zapoznania się z kontekstem. Rozmawiamy 3 października 2022 roku. W chwili, gdy agencje prasowe poinformowały, że Grecja, kraj dysponujący wielką flotą tankowców, protestuje przeciw proponowanym przez Unię Europejską sankcjom, które mają ograniczyć handel ropą naftową z Rosji. Tak się złożyło, że „Wizyta…”, napisana w 1978 roku, wiąże się i z Rosją, i z Grecją, i z tankowcami. Latem tegoż 1978 roku przeczytałem w „Washington Post” artykuł o ślubie Christiny Onassis, córki Aristotelesa (wtedy jednego z największych w świecie armatorów) z Sergiejem Kauzowem, obywatelem ZSRR, skromnym pracownikiem „Sovfrachtu”. Jak w bajce o „Koniku-garbusku”, kto czytał, ten wie: cesarzówna zakochała się w sierocie-pastuszku Iwanie. Nagły wybuch uczucia, coup de foudre! I ślub w Moskwie! W polskiej prasie pojawiło się, jeśli dobrze pamiętam, parę wzmianek o Kauzowie i pani Onassis pisanych z zamiarem udowodnienia, że miłość jest silniejsza od Żelaznej Kurtyny dzielącej oba supermocarstwa – oczywiście ze wskazaniem, że supermocarstwo wschodnie wyróżnia się człowieczeństwem, skoro młoda para zamieszkała w ZSRR. Parę dni potem zadzwonił do mnie Ryszard Marek Groński, który o tym związku przeczytał w „Newsweeku”. Pośmialiśmy się trochę, że to pewnie agent, po czym Marek zaproponował mi wspólną pracę nad komedią dla teatru „Syrena”.  Rosjanina przerobiliśmy na Polaka, córka najbogatszego w świecie armatora pozostała córką armatora, była namiętna miłość, był też rozwód połączony z prezentem w postaci dwóch tankowców, Kauzow też takie dostał. Premiera odbyła się latem 1981 roku. Reżyserem był Roman Kłosowski, muzykę skomponował Ryszard Poznakowski, na scenie widziałem Lidię Wysocką i Bogdana Łazukę – dziś to wszystko za mgłą, minęło ponad czterdzieści lat, ale w pamięć wryła mi się postać, twarz, gesty, głos, istnienie Mariusza Gorczyńskiego. Czy dlatego, że był podobny do Wojciecha Hasa, z którym wtedy często się widywałem? Może troszkę dlatego… Ale tylko troszkę. Są tacy aktorzy, niekoniecznie pierwszego planu, których pojawienie się na scenie zapowiada nadejście czegoś, co ważne. Groźne, niepokojące, zabawne. Wtedy zadaję sobie, skromny widz, pytanie: – Co teraz się stanie? Gorczyński miał w sobie taką siłę. Niósł sobą coś… Co? Doświadczenie życiowe, któremu chciało się uwierzyć? Spojrzenie? Znaczący grymas? Nie umiem tego nazwać, ale wiem, że jest złudzeniem tępych producentów i miernych reżyserów przekonanie, że lale i gładkie buziaki tworzą sztukę. Ja, widz, nie chcę lalek i buziaków, chcę twarze poorane, naznaczone – więc znaczące.

Wracam do sprawy kontekstu: przedstawienie cieszyło się wzięciem umiarkowanym, co zrozumiałe, bo latem 1981 roku działy się w Polsce sprawy wielkie i zupełnie nie-komediowe. Christina Onassis zmarła w 1988 roku w podejrzanych okolicznościach, Sergiej Kauzow właściwie spożytkował podarek rozwodowy, jest majętny – podobno mieszka w Szwajcarii, choć inni twierdzą, że w Londynie, a czy był agentem KGB, tego nie wiem.
(fot. Rafał Dajbor)