Monika Soszka

MONIKA SOSZKA
wypowiedź z 07.03.2020 (Klub DGW, tymczasowa Duża Scena Teatru Żydowskiego, Warszawa)

 

Aktorka. W 1990 roku pracowała jako garderobiana na planie filmu „Kapitan Conrad” z udziałem Mariusza Gorczyńskiego.

 

                Na planie filmu „Kapitan Conrad” znalazłam się przez moją koleżankę, która pracowała przy filmie Andrzeja Wajdy „Biesy” z Omarem Sharifem. Opowiadała o tym tak barwnie, że chciałam tego spróbować, chciałam znaleźć się na planie, spotkać tych wszystkich niesamowitych ludzi. W pewnym momencie, z osobistych przyczyn, ona odeszła z tej pracy – akurat w momencie, gdy kręcony był właśnie „Kapitan Conrad”. I tak, z jej polecenia, znalazłam się na planie. Pamiętam, jak się stresowałam, gdy pierwszy raz miałam pojechać samodzielnie na zdjęcia plenerowe, jako jedyna garderobiana, by ubierać Grażynę Wolszczak, Krzysztofa Jasińskiego oraz Mikołaja Radwana, wówczas młodziutkiego dzieciaczka. Pamiętam także ten dzień, w którym Mariusz Gorczyński grał w „Kapitanie Conradzie”, bo sama ubierałam Go w kostium, a także dlatego, że tego samego dnia ubierałam też Henryka Bistę. Te sceny kręciliśmy w hali zdjęciowej. Byłam bardzo podekscytowana spotkaniem z Henrykiem Bistą, którego dokonania aktorskie dobrze znałam. Paliłam wtedy papierosy i pamiętam, jak pan Henryk takim szeptem powiedział do mnie „Wiesz co, ja mam Extra Mocne bez filtra, to mocne papierosy, ale one są naprawdę w porządku”. Pomyślałam, że chyba umrę jak to zapalę, ale jakże nie przyjąć papierosa od Henryka Bisty…? Wracając jednak do Mariusza Gorczyńskiego – tego dnia było na planie wielu aktorów, ale On grał akurat przewodniczącego carskiego sądu, miał spory dialog z Grażyną Wolszczak, więc nie był „jednym z wielu”. I choć ten dzień był szalenie pracowity i męczący, to wspominam go bardzo przyjemnie zwłaszcza dzięki Henrykowi Biście i właśnie Mariuszowi Gorczyńskiemu. Byli przemiłymi ludźmi, nie sprawiającymi żadnego kłopotu w pracy, na nic nie narzekającymi, choć kostiumy nie były idealne i nieraz trzeba było na szybko dokonać jakichś krawieckich poprawek już „na nich”, gdy mieli kostiumy na sobie. Został mi w pamięci taki moment, gdy Gorczyński, w chwili, gdy ubrałam Go już w mundur, spojrzał na swój kostium, bardzo dostojny strój carskiego sędziego i powiedział „Ooo, to teraz będę ważną postacią”. Zauważyłam, że i Bista, i Gorczyński zachowywali się na planie w sposób bardzo sympatyczny, a jednocześnie stuprocentowo profesjonalny. Żaden z nich nie próbował w swoim epizodzie przebić tego drugiego, żaden nie próbował grać „na siebie”, obaj pracowali „na film”. Żaden też nie sprawiał wrażenia, że jakoś mu nie w smak, że gra epizod. Było widać, że się już znają, lubią, że są wobec siebie bardzo koleżeńscy, serdeczni. Może wynikało to z tego, że należeli do tego samego aktorskiego pokolenia. Po tym dniu zdjęciowym obaj zostali w mojej pamięci jako świetni aktorzy i przesympatyczni ludzie.
(fot. Mikołaj Starzyński, z archiwum Teatru Żydowskiego)