Rafał Rutowicz

RAFAŁ RUTOWICZ
wypowiedź z 29.06.2022 (Restauracja „Gessler. Na widelcu”, Warszawa)

 

Aktor, wcześniej także aktor dziecięcy, syn operatora filmowego Wiesława Rutowicza. Wystąpił z Mariuszem Gorczyńskim w odcinku „Przerwany urlop” serialu „07 zgłoś się” (1987).

 

Rafał Dajbor: Postanowiłem porozmawiać z Tobą, w jakimś sensie „w zastępstwie” rozmowy z Twoim ojcem, który – gdy na krótko przed jego śmiercią zapytałeś go w moim imieniu o Mariusza Gorczyńskiego – odpowiedział tylko: „a tak, taki siwy”. Tymczasem, gdy zrobiłem tak zwany „research”, wyszło mi, że żaden polski operator filmowy nie pracował z Mariuszem Gorczyńskim tak często, jak właśnie Twój ojciec.

 

Rafał Rutowicz: Myślę, że gdybyśmy mu wtedy pokazali zdjęcie Mariusza Gorczyńskiego, to kto wie, czy by Go sobie jednak nie przypomniał.

 

R.D.: Pierwszy raz spotkali się zawodowo na planie filmu „Koniec nocy” z 1956 roku. W ważnej dla akcji scenie na strzelnicy, w której Twój ojciec wystąpił jako aktor.

 

R.R.: Tak. Jestem pewien, że miło spędzali tam wtedy czas, przy niejednej butelczynie napoju rozweselającego, byli wówczas młodzi i była to ich studencka praca, w świetnym zresztą towarzystwie, bo w „Końcu nocy” grali też przecież i Ryszard Filipski, i Zbyszek Cybulski, i Roman Polański…

 

R.D.: Pamiętam, jak na początku lat dwutysięcznych „Koniec nocy” pokazywany był w telewizji – zadzwoniłeś do mnie, by powiedzieć, że Twój ojciec znalazł się na zdjęciu ze sceny na strzelnicy w „Gazecie Telewizyjnej”. Na tym zdjęciu jest także Mariusz Gorczyński, co sprawiło, że mam tę „Gazetę Telewizyjną” w swoich zbiorach.

 

R.R.: Ja też ją mam do dziś. Na zdjęciu jest mój ojciec ze strzelbą w dłoniach, a obok niego rzeczywiście Gorczyński.

 

R.D.: Zaraz po „Końcu nocy”, w roku 1958 Twój ojciec i Mariusz Gorczyński wzięli udział w pionierskim wydarzeniu. Mówię o przedstawieniu Teatru Telewizji „Wielki Testament”.

 

R.R.: Był to pierwszy Teatr Telewizji łódzkiego oddziału TVP. Pan Jerzy Antczak, w swojej książce „Noce i dnie mojego życia” poświęca mojemu ojcu kilka zdań, pisze o nim m.in. jako o jednym z założycieli łódzkiego oddziału Telewizji Polskiej, co jest zgodne z prawdą. Jerzy Antczak reżyserował „Wielki Testament”, mój ojciec był autorem zdjęć, zaś za realizację telewizyjną odpowiadał Kazimierz Oracz. Znałem oczywiście tę historię, tylko nie miałem do niedawna pojęcia, że w tym przedstawieniu grał także Mariusz Gorczyński.

 

R.D. Kolejna ich współpraca to „Zapalniczka” Krzysztofa Szmagiera, 1970 rok…

 

R.R.: Kryminał z Piotrem Fronczewskim w roli głównej. Pan Piotr Fronczewski na pogrzebie wujka Krzyśka, bo tak nazywałem zawsze Krzysztofa Szmagiera powiedział ładne zdanie: „Tak się stało, że zdarzyła nam się przyjaźń”. Ale kurczę, Mariusza Gorczyńskiego z „Zapalniczki” akurat nie pamiętam…

 

R.D.: Później zaś było oczywiście „07 zgłoś się”… Czyli serial, w którym Gorczyński zagrał, nie licząc ról zagranych samym głosem, cztery różne role w pięciu odcinkach. To serial ważny także dla Ciebie, nieraz byłeś na jego planie. A nawet zagrałeś w nim epizod.

 

R.R. Mam z planu „07 zgłoś się” całe mnóstwo wspomnień, takich dziecięcych. Zapamiętałem na przykład, bo spędzałem wtedy wakacje w Sajenku pod Augustowem, wybuch samochodów przy kręceniu odcinka „Zamknąć za sobą drzwi”. Leżałem już wtedy w łóżku przed snem, nocne zdjęcia odbywały się niedaleko Sajenka, a las dobrze niesie dźwięk i do dziś pamiętam ten huk. Mój ojciec, gdy mógł mieć wpływ na plenery, lubił je tak wybierać, by pracować blisko miejsca spędzania wakacji, właśnie w Sajenku, gdzie był dom, którego właścicielem był pewien pan z Augustowa, a który to dom wynajmował i którym zarządzał mój ojciec. Oglądając odcinek „Hieny” potrafię wśród zaparkowanych przed ośrodkiem w Sierżanie samochodów rozpoznać granatowego Fiata 125p. Krzysztofa Chamca, który odwiedzał na planie Laurę Łącz…

 

R.D.: Wejdę Ci w słowo, ale relacja Krzysztof Chamiec – serial „07 zgłoś się” jest w ogóle ciekawa. W serialu dwa razy zagrała jego żona, „zagrał” jego samochód, a on sam – nie!

 

R.R.: Chociaż na początku był nawet brany pod uwagę do roli głównej. Ale zaraz, ja mój epizodzik zagrałem w ostatnim odcinku, „Przerwany urlop”. Gorczyński był w nim kelnerem, czyli wynika, że choć nie spotkałem Go na planie, bo miałem swoją scenę nad jeziorem Sajno niedaleko Sajenka, a Gorczyński w Warszawie, w hotelu Victoria, to zagrałem w tym samym odcinku, co On.

 

R.D.: Zgadza się! Opowiedz przy okazji jak doszło do tego, że pojawiłeś się przed kamerą grając chłopca proszącego o autograf Dorotę Stalińską.

 

R.R.: To nie miał być żaden epizod, tylko żart zrobiony Dorocie Stalińskiej, grającej samą siebie. Wujek Szmagier chciał, żebym na ujęciu podszedł do niej i poprosił ją o autograf, ale żeby ona nic o tym wcześniej nie wiedziała. Tymczasem kierowniczka planu, zamiast wypuścić mnie na ujęciu, wypuściła mnie na próbie kamerowej. Wujek Krzysiek był niezadowolony, że dowcip się nie udał, ale ostatecznie postanowił włączyć to do sceny.

 

R.D.: Dowcip się może nie udał, z tym, że dla Ciebie to akurat lepiej – zamiast zrobić kawał Dorocie Stalińskiej – zagrałeś w kultowym dziś serialu!

 

R.R.: Jasne!

 

R.D.: Mariusz Gorczyński jest rekordzistą pod względem liczby ról zagranych w „07 zgłoś się”, ale nie On jeden pojawił się w serialu w kilku rolach, bo tak samo po kilka ról zagrali m.in. Barbara Brylska, Maria Probosz, Wiesław Drzewicz, czy wspominani już Piotr Fronczewski i Laura Łącz. Mówiłeś mi kiedyś dlaczego tak było…

 

R.R.: Tak, wujek Krzysiek nigdy nie miał poczucia, że kręci jakiś „serial”. Każdy odcinek traktował jako osobną opowieść i jeśli mu dany aktor pasował do roli, to go obsadzał, zupełnie nie bacząc, że grał inną rolę w innym odcinku. Czasem ktoś zwracał mu na to uwagę, a on wtedy ze zdziwieniem odpowiadał „no tak, grał, ale przecież w innym filmie”.

 

R.D.: Omawiając współpracę Twojego ojca i Mariusza Gorczyńskiego trzeba jeszcze wspomnieć dwa tytuły: „Kryptonim Turyści” i „Gorzka miłość”. W tym drugim – Gorczyński grał na rok przed śmiercią. A przecież Twój ojciec zetknął się z Nim po raz pierwszy na planie jego debiutu, „Końca nocy”, czyli można powiedzieć, że przewijał się w karierze Mariusza Gorczyńskiego przez cały czas jej trwania.

 

R.R.: Nigdy dotąd w ten sposób na to nie spojrzałem, ale rzeczywiście – tak było! Mój ojciec miał pewne wątpliwości, czy podjąć się współpracy z Petelskim przy „Gorzkiej miłości”. W końcu się podjął. Oczywiście część plenerów znajdowała się w okolicach Sajenka. Jeździłem z ojcem na plan, ale jednego dnia mi powiedział, że „nie nie, dzisiaj nie”. Był to dzień, w którym kręcona była scena erotyczna między Tatianą Sosną-Sarno i Robertem Inglotem.

 

R.D.: Za to jeśli chodzi o „Kryptonim Turyści”, to pamiętam Twoją opowieść związaną z Tomaszem Zaliwskim. Nie dotyczy ona co prawda Gorczyńskiego, ale jest – nomen omen – bardzo smakowita, bo dotyczy… cielęciny.

 

R.R.: Dziś to już tylko anegdota do pośmiania się, jednak w tamtych czasach, w PRL-u, gdy niczego w sklepach nie było, było to samo życie. Część zdjęć powstawała w Paryżu, ale dla oszczędności pojechała tam garstka ludzi z ekipy. Umówili się, że przywiozą do Polski co się da. I podzielili się zadaniami. Tomaszowi Zaliwskiemu przypadło akurat mięso. Któregoś popołudnia do naszego mieszkania na Mokotowie zadzwonił dzwonek, wszedł pan Tomasz Zaliwski i dał mojej mamie trzykilogramowy kawał cielęciny, z informacją, że Wiesio, czyli mój ojciec, prosił, żeby przekazać. Kiedyś oglądaliśmy ten serial z moją mamą i moim wujkiem. Jest tam scena, w której Tomasz Zaliwski odjeżdża pociągiem do Paryża. Wtedy mama powiedziała do wujka: „No i widzisz Jacusiu, dzięki tej podróży pana Tomka, byliśmy bogatsi o trzy kilogramy cielęciny”.

 

R.D.: W Twoich opowieściach nader często pojawia się Sajenek. Z tego, co wiem, w tym domu, którym zarządzał Twój ojciec bywało wielu aktorów. Możemy zdradzić kilka nazwisk?

 

R.R.: Jasne! Pani Wiesia Mazurkiewicz z Gustawem Lutkiewiczem, pani Basia Horawianka, ale już bez Mieczysława Voita, po jego śmierci, za to ze swoją przyjaciółką, Elżbietą Jagielską. Bronisław Cieślak, Jan Matyjaszkiewicz z żoną, Anną Borowiec, Zygmunt Hobot z towarzyszącymi mu partnerami, Krystyna Wolańska, Joanna Żółkowska i Paulina Holtz, państwo Janina Traczykówna i Witold Skaruch, Janusz Zakrzeński, Krzysztof Chamiec, Eugenia Herman, Bogdan Baer ze swoją żoną, scenografką Iwoną Zaborowską-Baer, pan Wojtek Alaborski. Dojeżdżali – spędzający w pobliżu wakacje – Sylwester Maciejewski, Andrzej Kopiczyński z Moniką Dzienisiewicz oraz mieszkający w tamtych okolicach Stanisław Tym. A gdy zacząłem grać w Teatrze Żydowskim – w Sajenku zaczęli bywać także moi koledzy z teatru: Monika Soszka, Monika Chrząstowska, Piotrek Sierecki. Na pewno kogoś pominęliśmy, bo bywało tam naprawdę całe mnóstwo aktorów.

 

R.D. Na koniec chcę Ci coś przypomnieć. Pamiętam, jak kiedyś zadzwoniłeś do mnie w któreś wakacje, po emisji filmu „Kochajmy syrenki”, filmu dość słabego…

 

R.R.: Ale miejscami całkiem fajowego! Z Jackiem Fedorowiczem, Łazuką, Wołłejką…

 

R.D.: Zapamiętałem przede wszystkim, że zwróciłeś wtedy uwagę na Mariusza Gorczyńskiego. Mówiłeś, że jest naprawdę świetny i gra w amerykańskim stylu, jak prawdziwy aktor filmowy, bez teatralnej naleciałości. A jak dzisiaj patrzysz na Mariusza Gorczyńskiego i Jego aktorstwo?

 

R.R.: Tak, dokładnie użyłem tych słów, że gra po amerykańsku. Gorczyński był wtedy młody, bardzo sprawny, a na Jego twarzy nie było jeszcze widać litrów alkoholu, które potem tak się na Nim odcisnęły. Uważam, że był to jeden z najciekawszych i najbardziej wartościowych aktorów charakterystycznych, których miało polskie kino. W każdej najmniejszej nawet roli skupiał na sobie uwagę. To był na serio prawdziwy Mistrz Epizodu.
(fot. Mikołaj Starzyński, z archiwum Teatru Żydowskiego)