Iwona Słoczyńska

IWONA SŁOCZYŃSKA
wypowiedź z 03.10.2023

 

Aktorka. W latach 1957-58 była koleżanką Mariusza Gorczyńskiego na Wydziale Aktorskim łódzkiej PWST.

 

            Studiowałam na Wydziale Aktorskim łódzkiej szkoły teatralnej z Mariuszem Gorczyńskim, tyle, że na zupełnie innych rocznikach. Byłam dużo niższym roku, a rocznik Mariusza to dla nas byli już artyści! Mariusz był bardzo barwną postacią, wyróżniał się wśród studentów i zachowaniem, i strojem. W tych szarych realiach PRL-u był barwnym ptakiem. Studenci byli w większości bardzo skromni, cisi, a Mariusz zachowywał się zupełnie inaczej, brylował, opowiadał jakieś anegdoty ze swojego życia, brzmiące dla nas wręcz egzotycznie, ubierał się zawsze kolorowo i z fasonem, co też Go wyróżniało na tle naszej większości, przeważnie ubranej dość biednie i szaro. Miał do tego duże poczucie humoru i łatwość snucia opowieści, więc wszyscy studenci zawsze chętnie słuchali jego anegdot. Myśleliśmy, że kto jak kto, ale Mariusz na pewno zrobi jakąś niebywałą, błyskotliwą karierę, a tymczasem Jego losy potoczyły się tak, że był aktorem raczej drugoplanowym, chyba niezasłużenie, bo był to człowiek naprawdę utalentowany, ale tak w tym zawodzie bywa. Z racji tych różnic w rocznikach nie byłam z Mariuszem blisko, ale może akurat wiedziałam o Nim nieco więcej niż inni, a to dlatego, że mieszkałam w akademiku z ówczesną, szkolną dziewczyną Mariusza, Aleftyną Gościmską, której rodzice nadali dziwne imię, a na którą my mówiliśmy Nana. Wszyscy się temu związkowi dziwili, bo Mariusz miał olbrzymie powodzenie u kobiet, a Nana u mężczyzn – raczej mniejsze. Była bardzo inteligentną, oczytaną, wysoką, szczupłą dziewczyną o dużym, wydatnym nosie, pochodzącą z jakiejś bardzo zacnej, warszawskiej rodziny, ale jakoś panowie się nią specjalnie nie interesowali, a tu nagle zainteresował się nią właśnie Mariusz, który zresztą miał o Nanie pewne soczyste powiedzonko, ale zbyt soczyste, żebym mogła się zgodzić na jego upublicznienie, za to świadczące o Jego dużej fantazji. Nana nie miała o to do Mariusza żadnego żalu, była na to zbyt inteligentna i, moim zdaniem, sama o sobie myślała jako o niezbyt urodziwej. Mieszkam od wielu lat w USA i muszę przyznać, że przeżyłam duże zaskoczenie, gdy ktoś z Polski zapytał mnie o jakiegoś innego polskiego aktora, niż mój były mąż Zbigniew Zapasiewicz. Ale bardzo się cieszę, że także tacy aktorzy, jak Mariusz, barwni, ciekawi, kolorowi, ale z nie do końca udaną karierą, nie będący gwiazdami sceny ani kina także trafiają na kogoś, kto się nimi interesuje. To fantastyczne i bardzo się z tego cieszę!
(fot. Krzysztof Wellman / Filmoteka Narodowa)