Włodzimierz Gołaszewski

WŁODZIMIERZ GOŁASZEWSKI
wypowiedź z 02.07.2021 (restauracja przy polu golfowym „Lisia Polana”, Pomocnia k. Pomiechówka)


Aktor, reżyser. Był drugim reżyserem filmu „Katastrofa w Gibraltarze” (1983) z udziałem Mariusza Gorczyńskiego.

 

            W dzisiejszych czasach funkcja drugiego reżysera jest bardziej techniczna, jest on na planie organizatorem i pomocnikiem reżysera, dba o drugi plan. Kiedyś była to funkcja bardziej artystyczna. Drugi reżyser był też reżyserem castingu. Nie było Internetu, komórek, agencji aktorskich. Musiał znać wielu aktorów, bywać w teatrach i klubach (SPATiF, Klub Filmowca „Ściek”)…  Na planie był prawą ręka reżysera, czasem jego zastępcą, a i łącznikiem między producentem, a reżyserem. Tak to było kiedy ja, jako drugi reżyser zaproponowałem Bohdanowi Porębie Mariusza Gorczyńskiego, który wtedy był aktorem Teatru Syrena, do roli Gralewskiego w „Katastrofie w Gibraltarze”, a także zaproponowałem tę rolę Mariuszowi. Zdjęcia z udziałem Gorczyńskiego powstały w Bułgarii, która udawała w tym filmie kilka miejsc – m.in. Kair, pustynię, na której znajdowały się wojska generała Andersa, a także sam Gibraltar. Tamtejsze tereny bardzo się do tego nadawały, a do tego Bułgarzy chętnie świadczyli nam tak zwane usługi koprodukcyjne. Była to bardzo ciekawa przygoda, związana z wyjazdem do fajnych miejsc i współpracą z życzliwymi ludźmi. Mariusz Gorczyński był bardzo fajnym kolegą i dobrym aktorem. Rzeczywiście znalazł się w składzie zespołu aktorów-epizodzistów którzy polecieli na zdjęcia do Bułgarii, obok m.in. Romana Kosierkiewicza, Jacka Recknitza, Andrzeja Szajewskiego czy Andrzeja Żółkiewskiego i kilku innych, których nazwisk już nie pamiętam. Aktorzy ci mieszkali w jednym hotelu, przeważnie w pokojach dwu- lub trzyosobowych. A gdy akurat nie pracowali, umilali sobie czas w sposób… Powiedzmy – „chemiczny”, co w Bułgarii miało swój jakościowy wymiar. Jak wiadomo są pewne środowiska – takie, jak lekarze, naukowcy, czy artyści – w których ludzie w szczególny sposób odczuwają stres i napięcie i nierzadko kończy się to albo depresjami, albo sięganiem po alkohol. Zresztą w tamtych czasach w ogóle mocno się „grzało”, pół żartem pół serio mówię, że odpowiadał za to brak Internetu – skoro nie można się było połączyć on-line, to trzeba się było spotykać osobiście i był to dobry pretekst, by się napić. Pamiętam, gdy robiłem film „Mój Izkor”, w którym grał Mieczysław Voit. Voit dzwonił do mnie i mówił wprost: „Słuchaj Włodziu, wpadnij na dziobka do mnie na Stare Miasto, albo chodź do SPATIF-u”. SPATiF, Klub Filmowca – spotkania w takich miejscach były codziennością. I tak to się wtedy działo. A na planie czasami powodowało to, że któregoś aktora trudno było dobudzić na zdjęcia. Ale akurat nie dotyczy to Mariusza Gorczyńskiego, który wtedy był jeszcze na takim etapie swojego – użyję tego słowa, choć bardzo go nie lubię – uzależnienia, że jeszcze miał świadomość odpowiedzialności na planie więc akurat z Jego udziałem nie wydarzyło się w Bułgarii nic specjalnego i nie sprawił mi jako drugiemu reżyserowi żadnych kłopotów.
(fot. z profilu facebookowego Włodzimierza Gołaszewskiego)